piątek, 25 marca 2016

Grzeczność

Sebek narozrabiał.
- Bo to już tak jest - urodziłem się grzeczny, a potem ktoś mnie przemienił i trzeba znaleźć tego ktosia i znów będę grzeczny. Inaczej nic z tego. Grzeczność jest dla mnie za trudna.

Wpadająca dziewczyna

Dialog rodzeństwa:
- Wiesz, Sebek, jeśli jakaś dziewczyna wpadnie ci w oko, będziesz musiał się z nią ożenić.
- Nie.
- Oczywiście, że tak. To już tak jest. Jak ci wpadnie, będziesz musiał się ożenić.
- Nie - twardo i konsekwentnie zaprzecza młody.
- No mówię ci, że tak jest - nie odpuszcza Aśka - będzie szła jakaś dziewczyna i wpadnie ci w oko, i koniec, ślub cię czeka.
- Nie.
- Dlaczego nie?
- Bo jak będzie szła jakaś dziewczyna, zamknę oczy i nie wpadnie.
Ot, logika sześciolatka.

Wypadek

Sebek miał wypadek na hulajnodze - skaleczone obie wargi, zbolała duma. Siedzi i snuje rozważania:
- Kobiety są delikatne, mężczyźni twardzi, a ja jestem kruchy. Kim jestem?

wtorek, 5 stycznia 2016

Ach te poranki

Codzienne atrakcje o 6.00.
- Sebuś, pora wstawać.
- Ale ja jestem zmęczony i moje oczy chcą spać.
- Nie trzeba było wieczorem wariować.
- Wieczorem nie byłem zmęczony.
Poranne dialogi na cztery nogi

sobota, 31 października 2015

Przed Balem

Sebek na Bal Świętych i Błogosławionych szykował się kilka dni. Wieczorem został uszykowany strój św. Jerzego i Sebuś poszedł spać. Rano tradycyjne problemy ze wstawaniem.
- Sebek, pobudka.
Po 3 minutach.
- Sebuś, trzeba wstawać. Pamiętasz, dziś masz bal.
Po kolejnych 3 minutach.
- Sebek, wstawaj. Dziś będziesz walczył ze smokiem i ocalał życie królewnie.
- Nie lubię ocalać życia - zaspany odezwał się spod kołdry.

Pobudka

Wstawanie o 6 rano przychodzi Sebkowi z trudem. Któregoś razu uraczył mnie na "dzień dobry" takim wyznaniem:
- Moje oczy nie są nocne, żeby patrzeć na świat nocą.

sobota, 29 sierpnia 2015

Siemiański raj, czyli...

... gdzie Sebek był, co przeżył i co widział…

                Wyjechaliśmy tydzień wcześniej, przedzieraliśmy się przez koszmarną burzę, mieliśmy jechać przez wiadukt, którego… nie było – mówiąc krótko – jechaliśmy na Warmię z przygodami. Naszym celem była niewielka wieś nad jeziorem Jeziorak – Siemiany, a dokładniej – Sanatorium dla Koni. Tygodniowy pobyt zrekompensował kłopotliwą podróż i uzasadnił naszą determinację.
                W niedzielę rano poszliśmy do Sanatorium. Po podwórku kręciła się sympatyczna blondynka – pani Beata, dwoje miejscowych dzieci: Zuzia i Arek oraz wesoło merdający ogonem pies Żuczek i wszędobylski koziołek Oskar. Wysłuchaliśmy przejmujących historii z życia przebywających tam koni. O biciu, maltretowaniu, znęcaniu się, zaniedbywaniu… Ileż cierpienia za każdym z tych stworzeń!... Jak trzeba pobić konia, by stracił wzrok!...
                Sebek z Asią podchodzili do boksów, głaskali miękkie chrapy i dopytywali się o końskie imiona, koleje życia, wiek. Pytali, co mogą zrobić, bo koniki są miłe, bo je kochają. Powiedzieliśmy, że konie oprócz karmy czy weterynarza potrzebują miłości. Dzieciaki stwierdziły, że to mogą dać i to z nawiązką. Zaczęły się nasze codzienne wyprawy do Sanatorium. Dzieciaki (5 i 7 lat) pomagały, jak umiały – karmiły, czesały, nosiły słomę, wyprowadzały na padok, a przede wszystkim były razem i ze zwierzętami, i z sobą, bo okazało się, że do siemiańskiego wolontariatu należy wielu cudownych ludzi w wieku przeróżnym, że są to ludzie nie tylko z Siemian, ale z różnych zakątków Polski. Nawiązywały się przyjaźnie, a to, co wszystkich łączyło, to wielka miłość do koni i to nie tylko tych zwycięskich w zawodach, ale również poszkodowanych przez bestialstwo, wynaturzenie, zadufanie, głupotę czy bezmyślność. W Siemianach zwierzęta znowu mogą zaufać człowiekowi.
                Wyjeżdżając, dzieci płakały i musieliśmy obiecać, że wrócimy. Co robią nasze wnuki, odkąd wróciły do domu? Odkładają do puszki – skarbonki pieniądze i czekają na kolejny lipiec, by wrócić do „swoich” koni, a uzbierane pieniądze przeznaczą dla Nadziejki – kucki, którą wybrali do adopcji wirtualnej. Nie ma dnia, żeby jej imię nie pojawiło się w jakiejś rozmowie czy zabawie.
                Czym tak naprawdę jest Sanatorium dla Koni? Nie tylko azylem dla poszkodowanych, odrzuconych, zaniedbanych zwierząt, jest Domem, w którym wszyscy dają to, co najpiękniejsze – zaufanie, miłość, dobro, szacunek. Tu człowiek może nauczyć się empatii, a zwierzę utożsamiania ludzi z odpowiedzialnością i delikatnością.
                Patrol Interwencyjny do Spraw Zwierząt Gospodarskich, pod który podlega Sanatorium dla Koni w Siemianach, ma zapisane na swojej stronie internetowej, m.in. takie słowa: „Zwierzę, jako istota żyjąca, zdolna do odczuwania cierpienia, nie jest rzeczą. Człowiek jest mu winien poszanowanie, ochronę i opiekę”. Mam nadzieję, że nikt nie podejmie decyzji, aby zlikwidować siemiańskie sanatorium, bo tym samym zbrukałby powyższe hasło oraz zniszczył to, co jest sednem istnienia tego magicznego miejsca – końskiego raju, bo on chyba właśnie tak wygląda: opieka, troska, ciepło serc, kilka hektarów łąki i spokojny byt aż do czasów niebiańskich pastwisk. Na jego kształt wpływają ludzie dobrego serca – pracownicy, wolontariusze, rodzice adopcyjni, ale jedno tworzą dopiero ze zwierzętami, które w Sanatorium są najważniejsze.

W te wakacje poczuliśmy się częścią końskiego raju, a do raju każdy chce powracać, nie tylko Sebek.